Rejs z Þorlákshöfn na Westmany (Vestmannaeyjar) dla niektórych trwał
o kilka(set) przechyłów promu za długo.
W górę i
w dół,
w górę i
w dół...
Niektórzy nigdy
nie zapomną wrażeń
towarzyszących
oglądaniu
w WC niepotrzebnie
zjedzonego śniadania przy
akompaniamencie
Solsbury
Hill Petera
Gabriela
lecącego
z głośników w tymże WC(!). Niezapomniane
przeżycia.
Oto są, malownicze wyspy, które wynurzyły się z oceanu nie tak dawno,
podobno najdalej 20 tys. lat temu. Płyta kontynentalna przesuwa się nad
aktywnym sejsmicznie rejonem, który co jakiś czas "produkuje" nową wyspę.
14 listopada 1963 roku rybacy podczas połowu byli świadkami powstania Surtsey.
Wyspa ma około 170 m wysokości i powierzchnię 2,5 km2. W tej chwili okupuje ją
armia naukowców i nie wpuszcza nikogo. Ale naszym celem była największa z wysp -
Heimaey - z miasteczkiem o tej samej nazwie.
W 1973 roku sesjmografy na Islandii zapowiadały wybuch wulkanu. Wszyscy myśleli,
że to będzie kolejny popis Hekli, a tymczasem w nocy o 1.55 23 stycznia 1973
wybuch wulkanu obudził mieszkańców Heimaey (dziś na wyspie są zainstalowane
sejsmografy). Nowy krater powstał niedaleko starego stożka i zaczął zalewać
wyspę lawą i zasypywać popiołem. Na szczęście większość lawy popłynęła do oceanu,
gdzie dziś można oglądać fantastyczne twory geologiczne. Nadludzkim wysiłkiem
ludzi i maszyn pompujących wodę z oceanu udało się powstrzymać strumień lawy,
który zamierzał zalać port. Tam stały wszystkie statki - dzień wcześniej
szalał sztorm i żaden nie wypłynął. Dzięki temu można było przeprowadzić
niesamowitą akcję ewakuacji wszystkich mieszkańców wyspy (ok. 5000 osób).
Do pomocy wezwano samoloty linii lotniczych Icelandair i wojskowe samoloty
z bazy NATO w Keflavíku. Miasto zostało zasypane dwumetrową warstwą popiołu
i zostało odkopane po dwóch latach. Wróciła do niego połowa mieszkańców.
Od właściciela domu, w którym mieszkaliśmy, dowiedzieliśmy się podczas
nocnej pogawędki, że zginęła wtedy jedna osoba. Nasz gospodarz miał wtedy
9 lat i pamięta, że jakiś narkoman (nie był Islandczykiem) został w
opuszczonym mieście i zszedł do piwnicy w aptece po zdobycz - tam dopadła
go chmura gazów z wulkanu.
|
|
Wyspę Heimaey można zwiedzić w ciągu jednego dnia
(wliczając w to wspinaczkę na kilka szczytów oraz obiad w pizzerii).
My mieliśmy kilka godzin, więc się rozdzieliliśmy. Kawałek drużyny poszedł
na górę koło portu polować aparatem na ptaki, a drugi kawałek poszedł
zwiedzić wulkan i brzeg oceanu zalany lawą. Po drodze na wulkan podziwnęliśmy śliczną
panoramę miasteczka i minęliśmy tablicę: "Eldfell - najmłodsza góra świata".
Ciąg dalszy wycieczki to niesamowite kolory skał na Eldfell, piękne widoki
na stary wulkan, miasteczko, ocean i sąsiednie wyspy, spacer po lawowych
omszonych labiryntach i jeden maskonur (martwy). Od naszego gospodarza
dowiedzieliśmy się, że te ptaki są tu bardzo lubiane (przez dzieci i smakoszy).
W połowie sierpnia w mieście często można znaleźć zagubione pisklęta, które
dzieci zbierają do pudełek i odnoszą do gniazd. Młode maskonury mylą światła
domów z odblaskami na wodzie i skaczą z klifów na ulice miasta, zamiast do
oceanu. Tam wpadają w panikę - ratunku, gdzie jest woda??? Z pomocą przychodzą
dziecięce patrole. My spotkaliśmy niestety tylko jednego maskonura, a na
dodatek ów osobnik wcześniej
całkiem stracił głowę...
Po ciemku i w deszczu wróciliśmy do domu z niedosytem. Niby taka mała wysepka,
a jednak chciałoby się zostać choć dzień dłużej... Tymczasem o świcie czekał
na nas prom.
zdjęcia z dnia 13